niedziela, 2 października 2011

Zobaczyłem... (Dzień pierwszy)

Dzień pierwszy można nazwać również dniem zerowym zważając na fakt, iż jest to dzień przylotu i byłem ledwo żywy ;)

Jak można zauważyć w poprzednim poście - dotarłem ostatecznie do akademika Mazziego. Wziąłem sobie u niego szybki prysznic (a nawet bardzo szybki ze względu na panujące tam warunki xD - ale o tym napisze w notce na temat akademików chwilę później ;p) po czym przyszła pora na wyjście w kierunku "labu" (zwyczajowa tutejsza nazwa na pracownię), w którym będę miał okazje przez następne 2 miesiące pracować. Najpierw jednak trzeba było w końcu coś zjeść bo na żarciu z samolotu nie da się długo przeżyć ;) Zahaczyliśmy więc o akademicką stołówkę, w której był spory wybór rzeczy na zasadzie szwedzkiego stołu i nie bardzo drogo (a wręcz taniej niż w innych miejscach jakie do tej pory tutaj widziałem). Skończyło się na kurczaku z frytkami, ryżu, sałatce (na wagę, robionej z dowolnie wybranych przez siebie składników) herbatce cytrynowej na zimno i darmowej zielonej herbacie na ciepło (w Japonii w każdej jadłodajni, nie tylko restauracji, dobrze schłodzona woda jest zawsze za darmo w dowolnych ilościach, a w niektórych miejscach również właśnie zielona herbata). Po jedzeniu przyszła kolej na miejsce pracy - o nim może opowiem dopiero jak zacznę tam rzeczywiście pracować i zrobię jakieś dodatkowe foto (czyli najwcześniej jutro). Następnie miałem do wyboru zostać i posiedzieć na necie albo wrócić się przespać do akademika (a akademik Mazziego jest chyba jedynym budynkiem w Sapporo, który nie ma dostępu do sieci xD) - więc postanowiłem jednak spróbować trochę powalczyć ze zmęczeniem i dać ludziom znać, że żyję ;) Poddałem się jednak bardzo szybko - po 30 minutach położyłem się na ziemi i stwierdziłem, że taka pozycja odpowiada mi jednak dużo bardziej xD Dostałem wtedy kluczyk do "sekretnej sypialni" - czyli w wolnym tłumaczeniu, kluczyk do sali konferencyjnej gdzie znajdowała się wygodna kanapa i kocyk xD Poprosiłem Mazziego, żeby mnie obudził max za 1,5h bo nie chce się za bardzo rozespać.. no ale.. obudził mnie po 2,5h - czyli około godziny 19, po czym zebraliśmy się z powrotem do domku.

W akademiku po chwili zastanowienia stwierdziliśmy, że trzeba się jednak gdzieś ruszyć i przynajmniej coś zjeść. Decyzja padła na ramen w ramenowej budzie, na które ochotę miałem od nie wiem jak dawna :D Wsiedliśmy więc na rowerki - i tutaj mała dygresja:

-> ROWERY <-
Rower jest zasadniczo podstawowym środkiem transportu w Sapporo i bez niego ani rusz. Chłopaki teoretycznie "załatwili" mi rower (już nawet ostatecznie nie wiem czyj on jest :P), ale okazało się że nie mogliśmy go nigdzie znaleźć. Dobre czterdzieści minut chodziliśmy po parkingach rowerowych i szukaliśmy "srebrnego roweru z napisem "rover" i fioletową wstążeczką". Niestety na marne. Mazzi ma 2 rowery, tylko że po wyjściu okazało się, że w jednym z nich padła dętka i nie nadaje się praktycznie do niczego. Ostatecznie jednak zdecydował się jechać na miasto bez dętki za co jestem mu wdzięczny xD (jakkolwiek zabawnie to brzmi ;p)
-> ROWERY END <-

 Tak więc wyruszyliśmy na miasto. Po drodze uznaliśmy, że pomimo ogólnego zmęczenia pojedziemy jednak kawałek dalej do "centrum miasta" (czyli części rozrywkowo - sklepowej). Mazzi uznał, iż pora pokazać mi, że jestem w Japonii ;) Pierwsza na naszej trasie była stacja kolejowa Sapporo (fot. poniżej) - naprawdę ładny budynek. Któregoś dnia jak nie będzie padać wybiorę się ogólnie porobić więcej zdjęć (w dodatku nie nocą), ponieważ wyruszając w tą pierwszą wyprawe praktycznie totalnie zapomniałem o aparacie w kieszeni :P



Następnie mijaliśmy park który idzie przez praktycznie całe miasto - jest zamknięty dla normalnego ruchu i poza wartościami estetycznymi umożliwia w razie czego przedostanie się służb porządkowych z jednego końca na drugi w bardzo szybkim tempie.
Nie będę się może teraz rozpisywał na temat rzeczy, których pokazać nie mogę (np "Sapporowska Wieża Eiffla) i odłożę to na następny raz, a póki co szybko streszczę o co zahaczyłem (bo znów się za bardzo rozpisuje a czasu to wżera jak cholera) ;)
Zbliżając się do centrum, rzeczywiście było coraz bardziej czuć współczesną Japonię.

Dotarliśmy do "Ramenowej Uliczki" - jest to taka wąska uliczka wmontowana w budynek gdzie po obu stronach są restauracje/buki z ramen - łącznie kilkanaście sztuk. Przeszliśmy się wzdłuż niej chyba z 5 razy zanim zdecydowaliśmy gdzie w końcu usiąść xD Ale przyznam, że ostatecznie wybór okazał się strzałem w dziesiątkę i prawdopodobnie wrócę tam jeszcze nie raz :D W obsłudze miła Chinka, i kucharz który wyglądał jak z jakiejś speluny wyjęty ale równie miły i ogólnie "do pogadania" ;D A żarcie po prostu wyborne

To już ostatnie zdjęcie na dziś, więc z pozostałych atrakcji tylko szybko wymienię że wstąpiliśmy do:
- Booty baru - typowej badziewnej dyskoteki (która była darmowa - dlatego badziewna xD) Jakbym miał to porównać do czegoś co znam to wyglądało trochę jak Kitch (no może troszkę lepiej mimo wszystko ;p) - ale to tylko "przeszliśmy przez" w ramach zwiedzania
- "Gaijin baru" - miejsce przeznaczone w zasadzie dla obcokrajowców jak sama nazwa wskazuje; tutaj wypiliśmy sobie po drinku i 2 piwka.

Następnie na rowerkach wracaliśmy do akademika (jakieś 4km ?) Tylko że lało jak z cebra, a jeszcze chcieliśmy o nocny zahaczyć co by mieć jakąś przepite do wódki (która na wieczór przywiozłem z Polski ;p).

Ostatecznie skończyliśmy pijąc we trzech wyborową (dołączył się jeszcze Luck - Chińczyk, i TAK to jest jego prawdziwe imię xD Rodzice mieli poczucie humoru najwyraźniej ;P) i położyliśmy się spać koło 5 nad ranem czasu japońskiego ;)

No dobra, starczy na dziś (ciekawe czy później będę miał czas pisać ciągle takie długie notki ;p)
Ciepłe pozdrowienia z zimnego Sapporo
Qub

PS. Szok kulturowy jest olbrzymi, nie wiem kiedy się przyzwyczaję, ale podgrzewane deski w kiblu to jeden z najgenialniejszych wynalazków Japończyków xD

7 komentarzy:

  1. Dajesz radę z tym blogiem :D tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Z notki wynika, jak wpływa na ciebie ten szoku kulturowy: nic tylko jesz i pijesz :P

    I mam nadzieje, ze zawsze będą tak długie notki, bo fajnie się czyta ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. ale jak to tak - bez dętki? O_o

    OdpowiedzUsuń
  4. Przednie kolo padlo, wiec sie pojechalo na tylnim ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Natsukashii!
    Dawaj czadu, Qub! Przypominaja sie stare, dobre czasy. Spanie w konferencyjnej (w noc przed LAU-em) FTW!
    Czekam na wiecej, choc - naprawde teskno... XD

    OdpowiedzUsuń
  6. Też chcę więcej - świetnie napisane! Dajesz dajesz. MOAR!

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajnie, Ci ale obijasz się trochę z pisaniem :P
    Chcemy więcej! ;)
    Pozdrowienia od nas i przywieź parę fajnych przepisów na te śmieszne dania, cobyś mógł po powrocie urządzić Japan-cooking party :D

    OdpowiedzUsuń