czwartek, 6 października 2011

I zaczynam wierzyc... ;) (Dzień drugi, trzeci i czwarty)

Z racji tego, że tak naprawdę coraz więcej miałem do załatwiania, a coraz mniej czasu na zwiedzanie okolicy (spokojnie jeszcze to nadrobię ;p) zawieram tutaj kilka dni w jednej notce. A poza tym muszę nadrobić w miarę treściwie te zaległości żeby móc później się chwalić na bieżąco co i jak (bo inaczej przy natłoku spraw do załatwiania fizycznie nie wydolę xD).

Dnia drugiego (tuż po akademikowym piciu), musieliśmy się zwlec z łóżek z samego rana, a to dlatego, że przyszedł czas na moją przeprowadzkę do akademika, w którym ostatecznie mam mieszkać (przynajmniej póki co). Kabur miał czas tylko o 9:30 rano, poza tym cieć był tak ugadany na przekazanie kluczy itp. Wstawało nam się dość ciężko - ja jeszcze nie zdążyłem tak naprawdę odespać całej podróży i przestawić się porządnie na tutejszy czas, natomiast Mazzi za długo siedział w Japonii i zapomniał już jak to jest pić dobrą polską wódkę ;> (od rana narzekał na to, że ma przepalone gardło, a kac go trzymał później przez calutki dzień xD Choć było to na swój sposób zabawne - nie będę się rozpisywał na ten temat ;) ). Szybko spakowałem bety, przeniosłem do auta i ruszyliśmy...
Problem zaczął się w momencie gdy się okazało, że nikt nie wie gdzie ów akademik jest :P Nazwa "Kita 8 International Student House" jasno wskazuje na to, iż znajduje się na 8mej przecznicy na północ (Kita z j. jap. Północ), ale niestety do zlokalizowania budynku przydałaby się jeszcze druga współrzędna ;) Luck stwierdził że jest to gdzieś zaraz na przeciwko stacji kolejowej. No to krążyliśmy po okolicy, łącznie dobre 20 min i nie mogliśmy znaleźć owego "czerwonego dużego budynku". W końcu Kabur zasięgnął języka, okazało się, że akademik jest tak naprawdę jeszcze 2 albo 3 przecznice bardziej na wschód (ostatecznie Kita 8 Higashi 2 jakby ktoś chciał szukać).



Spóźnieni 30 min wpadliśmy do budynku. Pan cieć przedstawił co można, a czego nie można (a bardziej czego nie można >< Ale obiecałem stworzyć osobną notatkę na temat akademików i postaram się to zrobić jeszcze dziś, więc szczegółowe informacje przedstawię tam), podał jakie są koszty, okres wypowiedzenia, system wyrzucania śmieci, pokazał gdzie co jest, sprawdził czy zawartość pokoju się zgadza i wręczył mi moje klucze (do drzwi, do skrzynki pocztowej i do szafki na buty), oraz kartę magnetyczną do wejść. Z Mazzim w zasadzie tylko wnieśliśmy moje bety do pokoju i odrazu wyszliśmy na zakupy. Tuż obok stacji kolejowej znajduje się naprawdę spory dom handlowy (9 pięter o ile dobrze pamiętam) - jako że wciąż byłem troszkę pod wpływem to nie bardzo miałem ochotę na zwiedzanie 9 pieter ze sklepami naprawdę różnej maści, także i zdjęć nie porobiłem - może po prostu to jeszcze tutaj kiedyś dorzucę :) Z pustymi rękami jednak nie wyszliśmy bo były skarpetki w promocji 3 pary w cenie 2 xD (dodam, że są bardzo porządne i służą mi, zwłaszcza teraz jak się zrobiło tak zimno w Sapporo).
Następnie skoczyliśmy jeszcze coś zjeść bo w sumie ciągle byliśmy bez śniadania ;) Mazzi musiał "zajeść" kaca, ja bardzo głodny nie byłem, ale przyznam że sklep z kanapkami i kawką przypadł mi do gustu. (Nie wyobrażajcie sobie tego jak Sybway czy coś - wchodziło się do sklepu, brało tackę, po czym wybierało się różne kanapki i pączki z pośród dziesiątek wystawionych :D Polowa nawet nie wiem z czym była ale każda wyglądała apetycznie xD). Później Mazzi poleciał do labu pracować (w praktyce do domu spać : P a dopiero później do labu), a ja do akademika odespać wszystkie wrażenia. Jak wstałem to zabrałem się za zorganizowanie tego bloga, a  pod wieczór (czy raczej koło północy), jako że to sobota i jeszcze można sobie było trochę "pobalować" - poszedłem do sklepu po piwka (a właściwie to "piwa nie piwa" marki Sapporo - z tego co pamiętam, aby obejść podatki, firmy stworzyły piwa które prawnie rzecz biorąc nie są piwami - przez co są dużo tańsze niż "piwa piwa" ;p) i z powrotem do akademika do chłopaków się napić (gdzie ostatecznie zostałem na noc).

Dzień trzeci (niedziela)
Obudziliśmy się w zasadzie po 12. Mazi miał iść nadrabiać zaległości w pisaniu artykułów więc zebraliśmy się w miarę szybko. Postanowiliśmy zjeść obiado-śniadanie i padło na zupę curry, o której nieprzerwanie słyszałem praktycznie od dnia przyjazdu ;P Restauracja do której poszliśmy nazywa się "coś tam coś tam Samura" i przyznać muszę, że dostarczyła mi nowych przeżyć kulinarnych. Primo - w skład zupy którą wybraliśmy nie wchodziło mięso (!), natomiast wchodziły 23 różne warzywa i grzyby (z czego znałem do tej pory mniej niż połowę !). Secondo - zupa miała poziomy ostrości do wyboru od 0 do 20. Ja wybrałem (a raczej Mazzi mi wybrał) poziom 2 i... muszę przyznać, że była ostra :P Nie jestem koneserem pikantnych potraw (wg mnie im bardziej pikantne żarcie tym bardziej zabija jego smak), ale ciężko mi sobie wyobrazić jak ktoś mógłby pochłonąć 20-kę xD Totalna masakra ;p


Więcej specjalnych przeżyć już zasadniczo tego dnia nie było - wróciłem sobie spacerkiem do domu, zmajstrowałem kolejną notkę na bloga, położyłem się na popołudniową drzemkę, wstałem jeszcze na chwile do komputera poskajpować, pofejsić i inne takie społeczne sprawy, a później już tylko prysznic i kimono ;)

Dzień czwarty (poniedziałek - pierwszy dzień pracy na uczelni :P).
W końcu (niestety ;p) doczekałem się końca weekendu i przyszedł czas na pracę ;) W akademiku się szybko ogarnąłem, a później czekał mnie mniej więcej 3 kilometrowy spacerek na uczelnie : P O uczelni warto powiedzieć słów kilka. Całość Hokudai'a (University of Hokkaido) jest wydzieloną i odgrodzoną murem częścią miasta - w dodatku częścią najbardziej zieloną.


Wyświetl większą mapę

Powierzchnią z pewnością przewyższa cały teren AGH'u a ludzie tutaj zajmują się dosłownie wszystkim xD Poczynając od nauk humanistycznych, przez biologię, chemię i medycynę przechodząc a na "School of Technology" kończąc (bo tutaj akurat przypadło mi wylądować). Z zabawnych rzeczy mogę powiedzieć, że parę budynków ode mnie znajduje się laboratorium materiałów radioaktywnych (nawet maja jakiś tam swój bunkier podziemny z tego co widziałem). Doczłapałem się na swoje 7 piętro i nie zdążyłem się jeszcze dobrze rozłożyć, a już padło hasło, że należałoby się w końcu szefowi (prof. Araki) przedstawić ;> Przyznam się, że miałem lekkie obawy przed tą rozmową, jako że Mazzi wcześniej zaczął mnie wkopywać, że niby się japońskiego uczyłem. No niby się uczyłem ale lata temu i stworzyć na tej podstawie parę zdań byłoby trudno nie mówiąc o nawiązaniu logicznego dialogu :P No to poszliśmy. Z gadania po japońsku na szczęście udało mi się wybrnąć, a później już było z górki (po angielsku daję radę ;) ). Trochę gadki o pracy w labie, trochę o tym co robię w domu, trochę czy nie wybieram się może do niego na doktorat,  trochę czy nie bała się mnie rodzina puścić do Japonii po sprawie Fukushimy (ponoć mu chińczycy-studenci po tym pouciekali do domów xD). Na koniec w prezencie flaszka (co prawda już wcześniej się dowiedziałem, że Araki-sensei jest raczej niepijący ale co miałem poradzić - przecież nie mogłem mu dać puszki pasztetu, a nic innego nie miałem ;P). Tak czy siak było na szczęście miło i przyjemnie. Reszta dnia (z tego co pamiętam - bo oczywiście za późno znalazłem chwilę czasu żeby ten post ostatecznie skończyć) minęła raczej spokojnie i nic ciekawego się nie działo.
Z ciekawostek mogę jeszcze zaprezentować swoje "boxowe" miejsce pracy:




Oraz widok z okna w naszym labie, który uważam za jeden z najlepszych widoków z okna jakie człowiek mógłby sobie w pracy wyobrazić :D


Uff.. dobra starczy - następne 2 notki to obiecany akademik i streszczenie pracowniczego tygodnia który własnie się kończy ;) Weekend idzie to powinien znaleźć się czas żeby je spisać. No i może w końcu uda mi się zobaczyć coś ciekawego w tym mieście ;)

6 komentarzy:

  1. Rewelacja, co Ty właściwie tam robisz w tym labie? :)

    Nawet nie wiesz jak Ci zazdroszczę :D

    Co do ostrości - we Frankfurcie jakbyś miał czas kiedyś to polecam przejść się na kiełbaski :D Też tam mają kilka punktów skali (ale literkami oznaczonymi).

    OdpowiedzUsuń
  2. No zupka curry jest de best w Sapporo i nie mysl ze nie przejdziesz sie z nami do naszej ulubionej restauracji :D Polecam poziom 0 lub 1 XD
    A ten widok z labu po prostu uwielbiam, Mozesz obserwowac w czasie nudy w pracy jak zmienia sie pogoda nad gorami ^^
    A w akademiku ci sie tak spodoba ze pewnie nie bedziesz chcial z Dybalami mieszkac ahahahha

    OdpowiedzUsuń
  3. 20, mowisz? Challenge accepted! ;]

    Naprawde fajnie sie czyta te sprawy. Troche chaotycznie to na blogu wyglada albo to ja taki srednio przyzwyczajony. W kazdym razie przez to ode mnie te pdf-y dostales. ;P

    Happoshu (発泡酒) jako sposob na obejscie podatkow to moim zdaniem prawdziwie polska rzeczy w japonskim systemie, hah! ;>

    Czekam na kolejne notki! U mnie na dniach 2. rocznica wyjazdu. Natsukashii! :'(

    OdpowiedzUsuń
  4. Strasznie fajne notki, czyta się je rewelacyjnie, więc czekam na część kolejną :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Widok piękny, jeszcze gdyby tam w miejsce pol jakies jeziorko wstawic, byloby idealnie ;)

    PS. Wszyscy czekaja na suto okraszoną zdjęciami relacje z ogrodu botanicznego :>

    OdpowiedzUsuń
  6. Qub, żyj bo chcemy więcej !!!!!!! ściskam :) Czarna

    OdpowiedzUsuń